Jak tworzyć lepsze posty na LinkedIn i zwiększać zaangażowanie odbiorców?

Nie od dziś wiemy, że to, CO mówimy, jest równie ważne jak SPOSÓB, W JAKI mówimy (jeśli nie bardziej!). Stale obserwuję na LinkedIn posty, które zawierają ciekawe przekazy, jednak osiągają niskie zaangażowanie, gdyż sama struktura opublikowanych treści sprawia, że nikt nie może ich przeczytać. 

Jeśli chcesz, aby Twoje posty były bardziej angażujące, skorzystaj z poniższych praktycznych wskazówek dotyczących struktury komunikatów, które tworzysz. 

  1. Wykorzystuj białą przestrzeń w swoich postach.
  2. Wykorzystaj pierwsze 2-3 linijki posta, aby zaintrygować odbiorcę (hook).
  3. Pisz tak, jak mówisz.
  4. Wykorzystuj pogrubienia, kursywy i emoji, aby wyróżnić swoje posty. 
  5. Zmieniaj typy postów, aby zwiększyć zaangażowanie. 
  6. Odpowiadaj i angażuj się w rozmowy z każdym, kto skomentował Twój post.

Wykorzystuj białą przestrzeń w swoich postach.

Jest to prawdopodobnie jedna z najważniejszych wskazówek, o których należy pamiętać podczas tworzenia treści na LinkedIn.

Używaj najwyżej 1-2 zdań na akapit podczas tworzenia postów tekstowych na platformie. Dlaczego? Takie działanie ułatwia czytelnikowi skanowanie tekstu i szybkie zrozumienie kontekstu. 

Oto przykład:

 

Nie trzeba być ekspertem, aby domyślić się, że ten pierwszy post miałby więcej odbiorców ze względu na swoją strukturę. Oszczędzajmy czas i energię naszych czytelników, wkładając odpowiednią pracę w ustrukturyzowanie przekazu. 

Używaj najwyżej 1-2 zdań na akapit podczas tworzenia postów tekstowych na platformie.

Wykorzystaj pierwsze 2-3 linijki posta, aby zaintrygować odbiorcę (hook).

Pierwsze 2-3 linijki Twoich postów na LinkedIn to Twoje najważniejsze narzędzie do przyciągnięcia uwagi czytelnika.

Być może zauważyłeś, że po tym punkcie LinkedIn daje użytkownikowi opcję „zobacz więcej”.

Następnym razem, gdy będziesz pisać post, użyj pierwszych 2 linijek jako haczyka, a zobaczysz wyraźny wzrost zaangażowania. Czym jest haczyk? To intrygujące pytanie, ciekawy fakt czy statystyka, silna opinia, metafora czy zdanie z silnym ładunkiem emocjonalnym. Słowem: wszystko to, co zainteresuje odbiorcę dalszą częścią tekstu. Oto kilka przykładów:

 

Pisz tak, jak mówisz.

Chociaż LinkedIn jest biznesowym medium społecznościowym, nie oznacza to, że Twoje posty powinny być pełne żargonu i formalnego języka. Zamiast tego powinieneś dążyć do bardziej konwersacyjnego stylu, jeśli chcesz zwiększyć swoje zaangażowanie. 

Osoby przeglądające LinkedIn mają do wyboru tysiące postów. Istnieje prawdopodobieństwo, że nie są w nastroju do czytania akademickich komentarzy na wysokim poziomie. Jeśli nawet, to trudniej jest przykuć i utrzymać uwagę czytelnika, jeśli Twój tekst jest skomplikowany.

Jeśli nie jesteś pewien, jak sprawić, by Twój tekst był łatwiejszy do czytania, rozważ użycie Hemingway App. To prosta aplikacja webowa, która pokaże Ci, które zdania wymagają uproszczenia, a których epitetów możesz się pozbyć, aby Twój przekaz był jaśniejszy. Uwielbiam wykorzystywać ją nie tylko przy postach, ale też służbowych mailach. 

 

intrygowanie odbiorcy

Wykorzystuj pogrubienia, kursywy i emoji, aby wyróżnić swoje posty. 

Innym prostym sposobem na wyróżnienie się i uczynienie treści bardziej angażującą jest wykorzystywanie bogatego formatowania. 

Aby uczynić swój tekst bardziej angażującym, możesz użyć:

  • pogrubionego tekstu, aby podkreślić coś ważnego;
  • kursywy, aby przekazać konwersacyjny ton lub cytaty;
  • emojis, aby poprzez grafikę i kolor subtelne przykuć uwagę.

Pamiętaj jednak, że nie możesz używać bogatego formatowania bezpośrednio na LinkedIn. Aby więc sformatować swoje posty LinkedIn z pogrubieniem, kursywą i innym tekstem, będziesz musiał użyć generatora formatu tekstu LinkedIn.

 

Twórz różne formaty i typy postów.

Aby utrzymać zaangażowanie swoich odbiorców, będziesz chciał zróżnicować format swoich postów. Aby zachować element świeżości, będziesz chciał używać różnych formatów, a nie tylko postów tekstowych.

Na LinkedIn możesz opracować posty w formie:

  • wideo,
  • infografik,
  • fragmentów podcastów,
  • ankiet na LinkedIn.,
  • postów karuzelowych.

Jeśli tworzysz tylko tekstowe posty na LinkedIn, ryzykujesz znudzeniem swoich odbiorców. Według ankiety, którą przeprowadziłam na swoim profilu, to dłuższe posty tekstowe z grafiką są najbardziej pożądane na platformie (przez moich odbiorców), więc to właśnie z tego formatu najczęściej korzystam. 

 

Jednym ze sposobów podejścia do treści na LinkedIn jest udostępnianie 40% postów dzielących się wiedzą specjalistyczną, 40% postów nastawionych na budowanie zaangażowania i 20% postów związanych z Twoim produktem/usługą. 

przykładowe posty

Zaangażuj wszystkich, którzy polubili lub skomentowali Twój post.

Jednym z prostych sposobów na podwojenie zaangażowania jest odpisanie każdemu, kto skomentował Twój post! Może to być tak proste jak podziękowanie im za podzielenie się własnymi spostrzeżeniami lub za zaangażowanie się w Twój post. To również pomaga zwiększyć ogólny zasięg Twojego posta na LinkedIn.

Na przykład jeśli 8 osób skomentowało Twój post i odpowiesz im wszystkim, Twoja całkowita liczba komentarzy do posta wyniesie 16. Ze względu na to, jak działa algorytm LinkedIn, post może dotrzeć do większej liczby osób.

Dodatkowo jeśli ktoś zauważa Twój post po raz pierwszy i widzi, że ma on 16 komentarzy (zamiast 8), może być bardziej skłonny do zwrócenia na niego uwagi i postrzegania Cię jako eksperta w branży.

Mam nadzieję, że ten przewodnik po tworzeniu angażujących postów na LinkedIn był pomocny! Gdybyś jednak chciał porozmawiać o tym, jak powinna wyglądać strategia Twojej marki osobistej lub firmy na LinkedIn, koniecznie napisz na adrianna@suur.pl– chętnie pomogę!

O audycie treści i generowaniu nowych przychodów ze starych treści

Content marketing to zdecydowanie moja ulubiona część marketingu. Sama idea – napracuj się nad artykułem (lub zapłać komuś, by to zrobił) raz, a generuj z niego ruch i sprzedaż przez kolejne miesiące – jest dla mnie perfekcyjna! Jest tutaj jednak jeden ważny element: bez odpowiedniej strategii pierwsze wyniki (nawet jeżeli będą wiralowe) mogą szybko zniknąć. Twój blog może stać się „zagracony” i mało przejrzysty. Aby tego uniknąć, warto wykorzystać audytowanie swoich treści.

 

audyt treści

Czym jest audyt treści?

Audyt treści to nic innego jak ustrukturyzowany proces oceny wydajności Twoich treści – nie jest taki straszny, jak się wydaje. Pomaga znaleźć odpowiedź na kluczowe pytanie: czy moja strategia content marketingowa rzeczywiście działa? 

Pomaga on… 

…zrozumieć, które artykuły osiągają dobre wyniki, a które nie. Nawet jeśli stworzysz 100 blogów, prawda jest taka, że tylko garstka z nich będzie generowała większość ruchu na Twojej stronie. Będzie też wiele tekstów, które niestety niewiele wniosły. Przeprowadzenie audytu treści pomaga zrozumieć, które artykuły są naszym „złotem”, powtarzać sukcesy i odchodzić od mniej skutecznych wypróbowanych metod czy form.
…zrozumieć, jak należy zoptymalizować strukturę strony, aby poprawić wydajność treści. To, jak jest zbudowana Twoja strona, może pomagać lub przeszkadzać w osiąganiu rezultatów. Może grupować powiązane ze sobą artykuły i ułatwiać czytelnikom i wyszukiwarkom dostęp – lub też może zakopywać treści na przedostatniej podstronie bloga. 

…zwiększyć ROI z obecnych treści. Większość content marketerów poświęca swój czas i energię na tworzenie nowych treści, a stosunkowo niewiele czasu na optymalizowanie obecnych artykułów. Audyt może pomóc w ustaleniu właściwej strategii na nowe treści, ale też pomóc wygenerować lepsze przychody z obecnych wpisów. 

 

Czym te działania różnią się od audytu SEO?

Audyt treści to nie to samo co audyt SEO – choć czasem się przenikają, są to różne narzędzia zaprojektowane do osiągnięcia różnych celów.

Audyt SEO jest przydatny w celu poprawy wyników wyszukiwania witryny lub rozwiązania problemów technicznych SEO, ale nie bada tak szczegółowo skuteczności treści – przecież nie każdy z naszych tekstów jest tylko pod SEO. Tworzymy treści z kategorii: thought leadership, wspierające sprzedaż lub treści przełamujące przekonania (tutaj możesz o nich przeczytać więcej).

Audyt treści ma na celu przyjrzenie się każdemu elementowi content marketingu. Zawiera elementy audytu SEO, takie jak analiza słów kluczowych, techniczne SEO i zalecenia dotyczące struktury strony, ale skupia się również na dziesiątkach czynników niezwiązanych z SEO, które wpływają na sukces każdego wpisu na blogu. Nie skupia się jednak na takich tematach jak szybkość ładowania landing page czy innych elementach wydajności strony www.

Po czym poznać, że potrzebuję audytu treści? 

Będzie on najbardziej wartościowy, gdy Twój zespół marketingowy regularnie publikuje treści (np. co tydzień lub częściej) od ponad roku i jeśli

  • Twój ruch przestał systematycznie rosnąć,
  • nie masz ustalonych procesów optymalizacji treści i nie aktualizujesz regularnie wpisów,
  • czujesz, że tworzysz dużo treści, ale nie potrafisz odpowiedzieć na pytanie, które z nich działają,
  • jeśli jako content manager chciałbyś/chciałabyś poddać ocenie swoje obecne działania – jest to świetne narzędzie. 

 

Jak przeprowadzić audyt treści?

Podstawowe założenie audytu treści jest proste: zbierasz dane – takie jak ruch, rankingi słów kluczowych, konwersje i linki – ze wszystkich swoich artykułów w dużym arkuszu kalkulacyjnym.

Schody zaczynają się, gdy starasz się znaleźć odpowiedź na pytanie: które artykuły najlepiej działają. Czy bierzesz wtedy po uwagę ilość wygenerowanego ruchu, czy współczynnik konwersji? Odpowiedź brzmi: to zależy od celu, który próbujesz osiągnąć. Dlatego też na początek warto określić sobie, na czym chcemy się skupić, i zawęzić zakres audytu. 

Ustalenie priorytetów jest po prostu kluczowe dla każdej analizy, która bardzo szybko może stać się skomplikowana i bardzo czasochłonna. Zastanów się nad problemem, który obecnie najbardziej Ci doskwiera: spada ruch organiczny, podejrzewasz, że masz na stronie problemy techniczne, które zmniejszają wydajność Twoich treści, a może po prostu nie optymalizujesz swoich treści?

Gdy rozpoznasz ten newralgiczny punkt, z łatwością skierujesz proces zbierania danych na odpowiednie tory – w kontekście szerszego celu biznesowego. 

Analizowanie wszystkich metryk pod słońcem przytłacza, a poza tym utrudnia pracę. Istnieje kilka podstawowych danych, które są zawsze przydatne, jak ruch i konwersja, a poza nimi lepiej oszczędnie dobierać kolejne wskaźniki. Oto kilka przykładowych metryk i problemy, które pozwalają one zidentyfikować:

Metryka: Ruch, wyświetlenia, sesje  

Problem: Które artykuły przyciągają najwięcej odwiedzających stronę.

Metryka: Źródła ruchu: wyszukiwanie organiczne, referrale i bezpośrednie wejścia

Problem: Które kanały dystrybucji generują najwięcej ruchu lub najwięcej konwersji.

Metryka: Konwersje: zapisy na newsletter, wersje demo czy inny gated-content 

Problem: Które artykuły najbardziej przyczyniają się do osiągnięcia celów leadowo-sprzedażowych.

Metryka: Rankingi słów kluczowych: aktualne pozycje, historyczne pozycje słów kluczowych 

Problem: Wyniki wyszukiwania treści w stosunku do innych artykułów.

Metryka: SEO: meta opisy, nagłówki, tytuły stron

Problem: Jak łatwo wyszukiwarki mogą zrozumieć zawartość Twoich stron.

Metryka: Typ treści: SEO, wsparcie sprzedaży, thought leadership

Problem: Jak Twoje działania content marketingowe są dystrybuowane.

Metryka: Wyniki w mediach społecznościowych: udostępnienia, lajki

Problem: Jak popularne są Twoje treści w poszczególnych kanałach social mediów.

Metryka: Współczynnik odrzuceń

Problem: Zachowanie odwiedzających po odkryciu Twoich treści.

Gdy już zdecydujesz się na swoje metryki, przejdź do wyeksportowania do arkusza kalkulacyjnego danych z Google Analytics. 

Ponadto inne, bardziej wyspecjalizowane narzędzia mogą dostarczyć dodatkowego kontekstu i danych, począwszy od płatnych narzędzi, takich jak Ahrefs czy SEMrush. 

Nowe przychody ze starych treści

Tak jak wspominałam: wielu content marketerów spędza większość swojego czasu i energii na myśleniu o przyszłych treściach (ciężko odmówić sobie tego zastrzyku dopaminy przy tworzeniu czegoś nowego). Prawda jest taka, że jeżeli działasz na rynku już kilka lat, jest wysoce prawdopodobne, że siedzisz na górach nagromadzonych treści. Małe zmiany, takie jak aktualizacja starych postów lub zmiana struktury strony, mogą generować nowy ruch, nowe leady i nowych klientów.

Audyt treści jest narzędziem, które pokazuje te możliwości. Pomaga spojrzeć poza poszczególne artykuły i zrozumieć, jak dobrze służą obecnym celom biznesowym. Może pomóc w wyznaczaniu kierunku dla nowych treści, a jednocześnie może uwolnić niewykorzystane przychody z istniejących artykułów.

Jeżeli potrzebujesz wsparcia przy przeprowadzeniu audytu treści w swojej firmie – daj znać na adrianna@suur.pl – chętnie pomogę 🙂

Co zabija Twoje treści? Poznaj 3 oznaki złych treści i sprawdź, czy sam takich nie tworzysz

Większość wpisów blogowych ma jeden zasadniczy problem: widać, słychać i czuć, że są tworem marketingowym. Czytelnik nie może zapomnieć, że to, co czyta, jest przede wszystkim materiałem promocyjnym. 

Czasami jest to spowodowane oczywistym błędem, takim jak nieudolne odniesienie do produktu lub nieumiejętne wezwanie do działania. Jednak w większości przypadków znaki są subtelne i bardziej podstępne, choć i tak z czasem czytelnik je identyfikuje. 

O jakich znakach mowa? Niespodziewana autopromocja, pisanie opisowe i naiwność. To one są źródłem tarcia pomiędzy czytelnikiem a autorem i sprawiają, że odbiorca czuje, iż coś mu jest sprzedawane. Dzisiaj zagłębimy się w te oznaki „złych treści” i poszukamy alternatyw. 

 

content marketingNieoczekiwana autopromocja

Podstawowym wyzwaniem content marketingu jest ułatwienie sprzedaży bez zrażania czytelnika poprzez ewidentne sprzedawanie mu. Próby pogodzenia tych dwóch celów często prowadzą do tego, że pomocne artykuły są osłabiane przez wezwania do działania dotyczące produktów i zawoalowane zachęty do sprzedaży w miejscach, w których nie powinny się znaleźć. 

Czy znacie takie przykłady blogów, na których CTA (call to action) są umieszczane na każdym centymetrze dostępnej przestrzeni? Jest to nieprzyjemne, ale oczywiste ‒ jak w przypadku sprzedawcy z nogą w drzwiach, łatwo rozpoznać jego niepożądane wysiłki i powiedzieć „nie”.

Istnieje inne podejście oparte na zarzucaniu przynęty — napisałem już 800 słów i zapomniałem wspomnieć o produkcie, dlatego ostatni akapit poświęcony jest groteskowej i mało subtelnej prezentacji produktu. Ten zabieg psuje czytelnikowi ostatnie chwile spędzone z Twoim artykułem.

Chyba najgorsze podejście to „na tajniaka”, w którym autor pisze o swoim produkcie, ale liczy, że czytelnik nie zorientuje się przez poziom abstrakcji, że jest mu coś sprzedawane. 

Czytelnicy są jednak mądrzy. Nie lubią, gdy im się coś sprzedaje, a już szczególnie nie lubią, gdy się ich okłamuje. 

Jaka jest alternatywa? 

Pisz o problemach, które rozwiązuje Twój produkt, a nie o produkcie. Kiedy artykuł zasypuje czytelnika funkcjami i zaletami produktu, ma się wrażenie, że jest po prostu sprzedażową ulotką. Jednak kiedy artykuł pomaga rozwiązać trudne problemy w nowy sposób, a produkt w naturalny sposób staje się przewodnikiem do realizacji tego nowego sposobu, wtedy pomysł wypróbowania produktu zostaje skutecznie „zaszczepiony” u odbiorcy. Jak sprawdzić, czy zrealizowaliśmy ten aspekt? 

Po prostu usuń produkt z artykułu i sprawdź, czy tekst nadal będzie miał wartość. 

Sam produkt jest mile widzianą przystawką do głównego posiłku, jakim jest nowy proces, perspektywa lub struktura, o której mówi Twój artykuł.

Jeśli już chcesz wspomnieć o swoim produkcie, rób to otwarcie, szczerze i świadomie. Zamiast umieszczać odniesienia do produktów we wpisach na blogu po fakcie, skup się na pisaniu takich wpisów, które w naturalny sposób będą nawiązywać do produktu. Nie ma nic złego w pokazywaniu produktu, jeśli leży to w interesie czytelnika. Frustrację wywołuje natomiast nieuczciwa przynęta ‒ przemycanie CTA produktu do rzekomo „informacyjnego” artykułu.

Ustal oczekiwania na samym początku: zaznacz powiązanie z produktem w tytule („Jak zrobić X za pomocą Hubspota”), powtórz korzyści, jakie czytelnik zyska z tego zastosowania produktu, zamieść odniesienia do produktu na początku artykułu ‒ i pozwól czytelnikowi podjąć świadomą decyzję.

Pisanie opisowe 

Niektóre posty na blogu potrafią wykonać imponującą magiczną sztuczkę: można przeczytać setki słów tekstu, nie ucząc się niczego. Nazywam to „pisaniem opisowym”: podawane są technicznie dokładne informacje, które nie pomagają czytelnikowi w zrobieniu czegokolwiek.

Ten brak konkretów jest wynikiem prób omijania luk w wiedzy zamiast zajmowania się nimi od razu. Często nie jest to celowe działanie: nie wiemy, czego nie wiemy. Twórcy treści trudno jest wskazać niejasny lub niejasny język, jeśli nie zna tematu na wylot.

Kiedy autor tekstu próbuje wyjaśnić coś, czego nie do końca rozumie, często używa niejasnego, wymijającego języka, takiego jak „problemy z utrzymaniem pracowników”, zamiast mówić konkretnie o „absencji, różnicach w wynagrodzeniach i rotacji pracowników”.

Treści opisowe można zazwyczaj wyplenić, zadając sobie wielokrotnie pytanie „dlaczego?” (to już słynna technika 5x DLACZEGO).

Niektóre artykuły rodzą więcej pytań, niż dają odpowiedzi. Mówią lirycznie o tym, „dlaczego zespoły zajmujące się rekrutacją powinny przeprowadzać retrospektywy”, ale nie dają wskazówek, jak je przeprowadzić! 

Dlatego chcąc uniknąć pisania opisowego: uwzględnij niewielką ilość kontekstu i uzasadnienia „dlaczego” w swoim artykule, a większość czasu, energii i słów skup na konkretnych wskazówkach i procesach wymaganych do faktycznego wykonania danej rzeczy.

Naiwność

Content marketerzy nie są ekspertami w każdej dziedzinie, o której piszą. Nie powinni nimi być ‒ prawdziwa ekspertyza jest wynikiem lat doświadczeń i zanurzenia w temacie. Istnieje granica tego, ile dziedzin może opanować content marketer, i jest mało prawdopodobne, aby dotyczyła ona tak różnych tematów, jak telekomunikacja, blockchain i nauka języka angielskiego. 

Choć nie ma nic złego w tym braku specjalistycznej wiedzy ‒ po to istnieją badania i wywiady ‒ problemy pojawiają się, gdy marketerzy o tym zapominają i próbują mówić prawdziwym ekspertom, jak mają wykonywać swoją pracę. Jest to prawie zawsze przypadkowe (piszący nie myśli, że wie najlepiej), ale efektem końcowym są teksty, które po prostu brzmią bardzo naiwnie. 

Ta naiwność przejawia się na dwa główne sposoby:

Krytyka z fotela. Jako content marketerzy jesteśmy odizolowani od prawdziwego świata. Kiedy piszemy o „wprowadzaniu nowego produktu na rynek” lub „„zwiększaniu marży”, nie musimy w rzeczywistości zajmować się problemami związanymi z wprowadzaniem produktów na rynek lub poprawą finansów naszej firmy, więc bardzo łatwo przychodzi nam krytykowanie innych lub wskazywanie oczywistych problemów ‒ ale problemy te wydają się oczywiste tylko dlatego, że nigdy nie musieliśmy ich rozwiązywać. 

Sprawianie, by to, co oczywiste, wydawało się głębokie. Pierwszym krokiem w pisaniu na nowy temat jest uczenie się o nowym temacie, ale większość autorów pozostawia w tekście dowody tego procesu uczenia się. Zachwycają się nowymi pomysłami, których się nauczyli, i ‒ co zrozumiałe ‒ czynią z nich główny punkt swojego tekstu, mimo że te nowe dla Ciebie pomysły są oczywiste i oklepane dla biegłego czytelnika.

Jak można temu zaradzić? 

Choć często nie możemy stać się ekspertami w danej dziedzinie, zazwyczaj możemy znaleźć jakiś sposób, by doświadczyć tego, o czym piszemy.

Nie musi to być skomplikowane. W przypadku artykułu o płatnej reklamie można zdobyć podstawowe doświadczenie, dysponując budżetem 10 zł na reklamy na Facebooku. Jeśli opisujesz, jak skonfigurować system CRM dla małej firmy, nic nie zastąpi darmowej wersji próbnej i praktycznego zapoznania się z produktem.

Wyeliminuj złe treści

Wymienione problemy z treściami najczęściej wynikają z napiętych terminów, sztywnych harmonogramów publikacji oraz poczucia, że content marketing powinien wyglądać i działać w określony sposób, z określoną liczbą słów lub wezwań do działania. Content marketing ma napędzać sprzedaż, a najbardziej oczywistym sposobem na zasygnalizowanie przydatności w realizacji tego celu jest pisanie więcej, szybsze publikowanie i wspominanie o darmowej wersji próbnej co kilka akapitów.

Treści mogą jednak działać pomimo tych problemów. Czasami problem jest tak duży i tak bolesny, że użytkownik przyjmie pomoc z każdego źródła ‒ bez względu na to, jak bardzo sprzedażowy jest tekst. Nawet jeśli takie interakcje przyniosą korzyści, wyniki są ułamkiem tego, co można by osiągnąć, gdyby marketing treści był bardziej szczery, subtelny i mniej sprzedażowy.

Z każdym dniem maleje tolerancja Twoich czytelników na płytki i nieszczery content marketing. Wybór marek, produktów, blogów i artykułów jest większy niż kiedykolwiek wcześniej. Dlatego tak ważne jest, abyś upewnił się, czy któryś z tych błędów nie wkradł się w szeregi Twoich treści na blogu. 

Koniec tradycyjnej współpracy marketingu i sprzedaży jest bliski?

Dziś większość zespołów marketingu i sprzedaży w B2B funkcjonuje w sposób liniowy. Na czym to polega? Na początku marketing dociera do klientów na bardzo wczesnym etapie lejka, edukuje ich, kwalifikuje i sprawdza „gotowość” do rozmowy z przedstawicielem handlowym. Po tym, jak dany lead przechodzi w stan MQL (marketing qualified leads), poszczególni handlowcy „przejmują kontrolę” nad nim i zdobywają kolejne informacje poprzez spotkania ‒ online lub stacjonarne. Gdzieś w połowie tego maratonu, jakim jest edukowanie klienta i badanie potrzeb zakupowych, istnieje jasny punkt przecięcia ‒ przekazanie pałeczki. Liniowość tego procesu: najpierw marketing (najczęściej digitalny), a później sprzedaż (ukierunkowana interakcja) ‒ może już dziś nie działać… Dlaczego? 

 

współpraca marketingu i sprzedaży

Współpraca marketingu i sprzedaży

 

Trwające od dziesięcioleci dążenie do ściślejszej „integracji sprzedaży i marketingu” koncentrowało się na jak najbardziej „płynnym” przebiegu punktu przekazania. Eliminowaliśmy tarcia, tworzylimy szczegółowe definicje leada, MQL, SQL, raportowanie itp…

A tymczasem wokół nas trwała ewolucja zachowań zakupowych w sektorze B2B, które coraz bardziej skłaniają się w kierunku doświadczeń cyfrowych.

Weźmy pod uwagę następujące dane z badań Gartnera: w badaniu przeprowadzonym na grupie 750 klientów B2B zaangażowanych w zakup kompleksowych „rozwiązań” klienci zgłosili, że spędzają tylko 17% całkowitego czasu przeznaczonego na zakup na bezpośredniej interakcji z zespołami sprzedaży potencjalnych dostawców. 

Co gorsza, to 17% rozkładało się na rozmowy z WSZYSTKIMI potencjalnymi dostawcami, a nie jednym! Oznacza to, że w rzeczywistości handlowiec jest w stanie uzyskać tylko 6% czasu, który klient poświęca na zakup. 

 

Znaczna część działań związanych z zakupami ankietowanych obejmowała natomiast samodzielne zdobywanie wiedzy online (27%), samodzielne zdobywanie wiedzy offline (18%) oraz budowanie porozumienia wśród szerokiego grona interesariuszy wewnętrznych i partnerów (odpowiednio 22% i 11%).

 

6% dla wielu liderów sprzedaży to dramatycznie małe okno na sprzedaż bezpośrednią ‒ zdecydowanie zbyt małe, aby mieć odpowiedni wpływ na decyzje zakupowe i skłonić klienta do skorzystania z oferty.  

 

Wielokanałowość i komunikacja marketingowa 

 

Dzisiejsi klienci B2B w dużej mierze polegają na informacjach cyfrowych, które wspierają ich ścieżkę zakupową. Klienci stali się niemal niezależni w kwestii tego, gdzie znajdują informacje niezbędne do podjęcia decyzji o zakupie.

Podczas gdy dyrektorzy handlowy szukają sposobu na „odzyskanie uwagi i dostępu” do klienta, okazuje się, że klienci nigdy tak naprawdę nie chcieli kontaktować się ze sprzedawcami. Same rozmowy handlowe były dla nich sposobem na pozyskanie odpowiednich informacji, które dziś w większości są dostępne w internecie.

Prawda jest taka, że wielu przedstawicieli handlowych ma trudności z zapewnieniem odpowiednio unikalnej wartości, które zrekompensowałaby dodatkowy czas i wysiłek związany z koniecznością brania udziału w osobistych interakcjach. Dlatego jesteśmy świadkami ważnej zmiany: pomaganie dzisiejszym klientom B2B w dokonywaniu zakupów nie jest wyzwaniem sprzedażowym, lecz raczej wyzwaniem informacyjnym. 

 

Firmy, które najlepiej dostarczają klientom najpilniej poszukiwanych informacji,  w szczególności poprzez kanały, które ci preferują, są w stanie odnosić sukcesy sprzedażowe nawet w bardzo konkurencyjnym otoczeniu. 

 

Czy śmierć sprzedaży” jest bliska?


Nie chciałabym jednak popadać w skrajność. Prawda jest taka, że wiele złożonych rozwiązań wymaga interakcji międzyludzkiej i customizacji dla klienta. 

Obecne doświadczenia zakupowe B2B nie są w żadnym stopniu wystarczająco rozbudowane, zniuansowane czy zaawansowane, aby wspierać klientów, którzy wolą kupować całkowicie samodzielnie.

Jednak to, że dzisiejsi klienci nie mogą kupować złożonych rozwiązań bez udziału przedstawiciela handlowego, nie oznacza, że nie woleliby tego robić, gdyby było to możliwe. 

Mówiąc prościej, dostawcy nie sprzedają w sposób, w jaki wielu klientów woli kupować. A ta „luka w preferencjach” sprawia, że dostawcy są coraz bardziej narażeni na ryzyko, że konkurent lub podmiot zakłócający konkurencję znajdzie sposób na zniwelowanie tej luki w nowy i kreatywny sposób. 

 

Dlatego tak ważne jest, aby zburzyć tradycyjny podział i punkt przekazania leadów. Marketing musi przygotowywać komunikaty na każdy etap cyklu zakupowego klienta. Zamiast przekazywać do handlowca marketer powinien dokładnie wiedzieć, jakie informacje są przekazywane podczas pierwszego, drugiego czy trzeciego spotkania i móc je uwzględnić w treściach na stronę czy media społecznościowe. Handlowcy powinni aktywnie wspierać obsługę czatów i wspólnie z działem marketingu dostosować to, jak dziś sprzedają, do tego, jak klienci chcą kupować (włączyć się w etap informowania klienta, a nie tylko sprzedaży)

 

Artykuł powstał w oparciu o tekst Traditional B2B Sales and Marketing Are Becoming Obsolete z Harvard Business Review. 

Logika emocji a Twój przekaz marketingowy

Wiecie co? W świecie nowych technologii, paneli Google Analytics czy innych business managerów łatwo jest zapomnieć, że jesteśmy ludźmi. A raczej łatwo zapomnieć, że nasi odbiorcy są ludźmi, a nie tylko cyferkami na wykresach czy użytkownikami na stronie. 

Byłoby przecież o wiele łatwiej, gdyby byli oni całkowicie racjonalnymi, logicznymi automatami, prawda? W ten sposób bardzo logicznie zrozumieliby, że Twój produkt lub usługa są właściwym rozwiązaniem ich problemów. 

Ale tak nie jest. A jednak nadal tworzymy nasze komunikaty utartym schematem: problem ‒ rozwiązanie. Czegoś tu brakuje, prawda? 

Czasem samo zrozumienie problemu i istniejącego rozwiązania nie jest wystarczające. A to dlatego, że jesteś człowiekiem. Ponieważ jesteś człowiekiem, sama wiedza o istnieniu „logicznej” odpowiedzi nie wystarczy. Potrzebujesz czegoś więcej. Potrzebujesz historii, którą możesz sobie o tym opowiedzieć…

 

 

logika a przekaz marketingowy

Storytelling a logika podejmowania decyzji 

 

Często jesteśmy tak skupieni na oferowaniu rozwiązań, jakie mamy, że zapominamy o historiach, które ludzie muszą sobie opowiedzieć, zanim podejmą działanie. W rezultacie 

przedstawiamy wszystkie racjonalne, logiczne (dla nas!) powody, dla których nasze produkty lub usługi mają sens jako odpowiedzi na problemy, z którymi borykają się nasi odbiorcy.

Pomimo tego, że przy podejmowaniu decyzji przez organizacje jest miejsce na dane i logikę (więcej o tym pisałam w tekście o różnicach między marketingiem B2B a B2C), nie możemy zapominać o ludzkiej części równania. 

Wykorzystywanie historii w swoich komunikatach pomaga nadać sens i skłania do działania lub zmiany. 

To właśnie dlatego często wyjaśnienia problemów i rozwiązań oparte wyłącznie na logice nie działają tak, jak byśmy sobie tego życzyli ‒ brakuje w nich kluczowego elementu opowieści, który uniemożliwia bezczynność: konfliktu. Konflikt napędza wybór. Wybór prowadzi do zmiany. Nie mam tutaj na myśli zwykłego konfliktu, a tego emocjonalnego. Konflikt pomiędzy tym, czego ktoś chce, w co wierzy, a tym, jak postępował do tej pory. Aby zachęcić do działania, opowieści ‒ i Twoje przesłanie ‒ muszą wywoływać ten emocjonalny konflikt. Tylko w ten sposób historia ma „sens” w kontekście Twojego przekazu marketingowego.

 

Podsumowując: tak, przedstaw problem odbiorców i swoje rozwiązanie. Ale jeśli chcesz zwiększyć prawdopodobieństwo, że odbiorcy w pełni zrozumieją, zaakceptują i podejmą działania zgodnie z Twoim pomysłem, przedstaw jeszcze jeden element, który tworzy „moment prawdy” w Twoim przekazie ‒ konflikt powodujący zmianę sposobu myślenia.

Po wprowadzeniu tego brakującego elementu Twój komunikat będzie działał zarówno na poziomie logicznym, jak i emocjonalnym. A ponieważ istnieją zarówno argumenty logiczne, jak i emocjonalne, Twój przekaz ma znacznie większe szanse na doprowadzenie do długotrwałej zmiany (więcej o storytellingu przeczytasz tutaj).

 

Moment prawdy a dysonans poznawczy

 

Dysonans poznawczy to stan, w którym znajduje się osoba działająca (lub uczestnicząca w działaniu) wbrew swoim uczuciom, ideom, przekonaniom, wartościom, [lub] rzeczom w otoczeniu.

Co więcej, kiedy dwa działania lub idee nie są ze sobą spójne psychologicznie, ludzie robią wszystko, co w ich mocy, by je zmienić, aż staną się spójne.  Jest to jeden z głównych powodów, dla których prezentacje oparte wyłącznie na problemie/rozwiązaniu nie zawsze się sprawdzają, zwłaszcza jeśli słuchacze znają już Twoje rozwiązanie. Coś, albo w problemie, albo w rozwiązaniu, nie jest wystarczająco problematyczne (przyprawia tylko o ból głowy, a nie okropną migrenę).

Gdyby ból był wystarczająco „bolący”, to Twoi odbiorcy aktywnie by coś zmieniali ‒ to, czego chcą, w co wierzą lub swoje obecne rozwiązanie ‒ aby to naprawić.

W pewnym sensie jest to nauka! A przynajmniej trzecia zasada dynamiki Newtona: dla każdej akcji istnieje równa i przeciwna reakcja.

W klasycznej prezentacji typu „problem/rozwiązanie” problem i rozwiązanie zasadniczo działają bezpośrednio przeciwko sobie. Problem nie jest wystarczająco poważny, a rozwiązanie nie jest wystarczająco dobre, aby z niego zrezygnować… i dlatego nie ma żadnego ruchu.

Ze względu na różne sposoby działania dysonansu poznawczego ludzie zazwyczaj będą racjonalizować, dlaczego problem, który mają, nie jest taki zły lub dlaczego Twoje rozwiązanie nie jest takie dobre ‒ przynajmniej dla nich. Również z tego powodu dalsze wyliczanie cech i korzyści Twojego rozwiązania nie zawsze będzie skuteczne. 

 

Jak pobudzić odbiorców do działania?

 

Aby wytrącić coś z równowagi, trzeba wprowadzić trzecią siłę. To właśnie robi dobry Moment Prawdy: destabilizuje status quo bezczynności. Ponieważ wprowadza nową siłę (w postaci silnego przekonania na temat świata lub tego, jak on działa), wymaga ‒ niemal dosłownie ‒ drugiej siły, aby jej przeciwdziałać i przywrócić wszystko do równowagi.

 

Czym może być ta dodatkowa siła lub moment prawdy?

Element 1: To, czego ktoś bardzo chce. Coś, czego Twoi odbiorcy prawdopodobnie nie przestaną pragnąć, nawet w obliczu walki i trudności. To czyni ten cel bardzo silną kotwicą w naszej umysłowej grze w przeciąganie liny.

Element 2: Jak Twoi odbiorcy zachowywali się do tej pory. Jest to obecne (lub tradycyjne) rozwiązanie lub podejście odbiorców. Być może nie działa ono tak, aby w pełni osiągnąć to, czego chcą, ale jest tym, co uważają (lub mają nadzieję!), że zadziała.

Element 3: To, w co wierzą. Zakładając, że ludzie są mądrymi, zdolnymi i dobrymi istotami, za jakie chcą uchodzić, zawsze istnieje jakiś dobry powód, dla którego ktoś stosuje swoje obecne podejście, nawet jeśli nie działa ono dobrze lub wcale. Mają oni przekonanie, dlaczego obecne podejście jest właściwe. To przekonanie będzie dotyczyć ich samych, rozwiązania lub świata. W sytuacji status quo to przekonanie utrzymuje obecne rozwiązanie w związku z problemem, ponieważ jest ono w pełni zgodne z obecnym, być może nieskutecznym, rozwiązaniem. Więcej o tym, jak tworzyć komunikację w oparciu o przekonania, możesz przeczytać w moim poprzednim wpisie. 

Kiedy przedstawiasz komuś nowe rozwiązanie i mówisz: „Powinieneś zrobić to zamiast tego, ponieważ to zadziała lepiej”, ale nie podajesz mu powodu opartego na przekonaniach, że to rozwiązanie zadziała lepiej, to w zasadzie mówisz mu: „Przestań wierzyć, że twoje rozwiązanie jest właściwe (nawet jeśli nie będziemy rozmawiać o tym, dlaczego w nie wierzysz), i uwierz mi zamiast tego”.

Przypominam, że jesteś człowiekiem: czy to zadziałałoby na Ciebie? Na mnie zdecydowanie nie…

Nie próbuj więc zmieniać ludzkich przekonań. Zamiast tego zamień to przekonanie.

Zamień je na coś innego, w co wierzą, że jest prawdziwe, ponieważ będzie to równie silne lub silniejsze. Zamień je na przekonanie, które jest wystarczająco silne, aby skierować ich obecne podejście w nowym kierunku ‒ Twoim.

Teraz zatem, kiedy przyglądasz się swoim przekazom, jakie przekonania utrzymują Twoich odbiorców w status quo i powstrzymują ich od tego, czego pragną?

Jakie mógłbyś opowiedzieć historie, które sprawiłyby, że brak działania stałby się niemożliwy, a Twój pomysł nie do odrzucenia?

10 statystyk o marketingu B2B, które musisz znać

Kiedyś marketing B2B polegał na bezpośrednich spotkaniach z klientami i prezentowaniu długich powerpointów opisujących produkty i usługi. Istniała znaczna różnica pomiędzy marketingiem B2B a B2C. Dzięki narzędziom cyfrowego marketingu i danym, do których świat B2B w końcu uzyskał dostęp, te światy mocno się do siebie zbliżyły. Przy okazji pisania poprzedniego artykułu natrafiłam na mnóstwo ciekawych danych (aktualnych!), które zebrałam w zestawieniu 10 kluczowych statystyk o marketingu B2B w 2022. Jestem ciekawa, czy Was też część z nich zaskoczy!

 

  10 statystyk o marketingu B2B

50% treści tworzonych przez marketerów B2B koncentruje się na budowaniu świadomości i zainteresowania marką (Content Marketing Institute).

 

Łatwo jest myśleć, że treści B2B powinny być nudne i „profesjonalne”.

Ale prawda jest taka: nabywcy B2B są nadal ludźmi.

Tak, chcą konkretnych rozwiązań dla swoich problemów biznesowych i oczekują danych, które poprą ich decyzje (przeczytaj o różnicach w podejmowaniu decyzji przez ludzi a organizacje tutaj). Ale to nie znaczy, że chcą czytać nudne, podobne do siebie elaboraty! 

Czytanie treści związanych z marką może pomóc decydentom lepiej poznać, polubić Twoje rozwiązania i zaufać im i Twoim ekspertom.

Połowa wszystkich treści publikowanych przez firmy B2B ma na celu zaangażowanie potencjalnych klientów. Podobnie jak w świecie B2C, ludzie w pracy oglądają filmy na YouTube, czytają blogi i angażują się w społeczności.

 

Średni wskaźnik konwersji z MQL na SQL wynosi 13% (Implisit).

 

Zaledwie 13% osób, które zespoły marketingowe uznają za „lead”, jest czymś, nad czym może pracować przedstawiciel handlowy.

 

Według danych Salesforce wskaźnik MQL do SQL dla leadów wygenerowanych poprzez webinaria wynosi 17,8%. To trochę lepszy wynik (dlatego widzimy ich aż tyle na rynku!), ale nadal dość kiepski. Jak wyglądają inne źródła?

Konwersja leadów ze strony internetowej wyniosła 31,3%, a z poleceń klientów i pracowników ‒ 24,7%. W tym samym czasie kampanie e-mailowe skonwertowały zaledwie w 0,9%, a wydarzenia takie jak konferencje i targi ‒ 4,2%.

Tak czy inaczej, te dane podkreślają, jak ważne jest mocne dopasowanie i współpraca między marketingiem a sprzedażą. Ich brak może oznaczać, że kierujesz na swoją stronę internetową ruch, który nigdy się nie zwróci.

 

Napisanie posta na blog zajmuje 3 godziny i 55 minut (Orbit Media).

 

Pisanie wartościowych treści nie jest już tak łatwe jak kiedyś. Napisanie jednego wpisu na blog zajmuje średnio prawie cztery godziny. To o 65% więcej niż jeszcze sześć lat temu.

 

W wielu przypadkach pisanie treści B2B zajmuje jeszcze więcej czasu. Zazwyczaj trzeba przeprowadzić szerszy research, zebrać więcej danych, a w tworzenie jednego posta może być zaangażowanych kilku ekspertów. 

Poświęcenie prawie czterech godzin na jeden wpis na blogu to nie żart, zwłaszcza dla zapracowanych zespołów marketingu B2B. Prawdopodobnie dlatego większość firm B2B zleca na zewnątrz przynajmniej jedno działanie z zakresu content marketingu. I dlatego „tworzenie treści” jest na pierwszym miejscu na tej liście.

 

Listy i zestawienia mają o 218% więcej udostępnień niż posty typu „how to”(Backlinko).

 

Dodatkowo zestawienia i listy przebijają w kwestii liczby udostępnień inny ulubiony typ treści w marketingu B2B: infografiki.

Niezależnie od tego, czy jest to film umieszczony na stronie internetowej, czy też na YouTube, zaskakująca ilość treści konsumowanych w B2B jest oparta na wideo.

Dlaczego? Ponieważ posty z zestawieniami są o wiele łatwiejsze do przyswojenia niż bardzo merytoryczne i szczegółowe treści edukacyjne wyjaśniające, jak wykonać dane zadanie. 

Dodatkowo te treści są skierowane do osób znajdujących się wyżej w lejku sprzedażowym. A to po prostu oznacza więcej wyświetleń i więcej udostępnień na portalach społecznościowych.

 

87% wyświetleń wideo związanych z biznesem odbywa się za pośrednictwem komputera (Vidyard).

 

Pracownicy biurowi są przy swoich biurkach, kiedy podejmują decyzje o zakupie. Dzielą się również przydatnymi treściami ze swoimi kolegami za pośrednictwem maila lub Slacka. Te linki są prawie zawsze otwierane za pomocą komputera stacjonarnego.

Co to oznacza dla Twoich treści wideo B2B? Upewnij się, że są one przyjazne dla komputerów stacjonarnych. Zrezygnuj z pionowych materiałów wideo, które najlepiej sprawdzają się na urządzeniach mobilnych. Upewnij się też, że jakość jest odpowiednia dla większych ekranów.

 

Newslettery to najlepszy sposób na pielęgnowanie leadów według 31% marketerów B2B (Content Marketing Institute)

 

Dlaczego? Osoby, które zapisały się na newslettery, są Twoimi najlojalniejszymi odbiorcami i to oni są najbliżej dokonania zakupu. Pamiętaj jednak, aby nie „wypalać” swoich odbiorców komunikacją mocno sprzedażową, a przede wszystkim dostarczać wartość! 

Newslettery przypominają ludziom, że istniejesz. To potężne połączenie jest prawdopodobnie powodem, dla którego prawie jedna trzecia marketerów B2B uważa je za swoje narzędzie nr 1 do zamykania sprzedaży. 

Czy zastanawiałeś się nad uruchomieniem swojego newslettera na LinkedIn? Tutaj możesz o tym przeczytać więcej. 

 

Ponad 70% decydentów B2B preferuje interakcje zdalne lub cyfrowe (McKinsey).

 

Pandemia przyczyniła się do powstania nowej rzeczywistości w zakresie interakcji cyfrowych. Od 70% do 80% decydentów B2B twierdzi, że obecnie preferuje zdalne interakcje z ludźmi lub cyfrową samoobsługę. Jako główny powód preferowania zdalnych warunków często podaje się lepsze zarządzanie czasem.

 

Przeciętna ścieżka zakupowa klienta w B2B składa się z zapoznania się z 13 elementami contentowymi (FocusVision).

 

Na tych 13 wybranych „kawałków” treści składa się średnio: osiem elementów stworzonych przez firmy i pięć pochodzących od stron trzecich. Treści te obejmują materiały wideo, wpisy na blogach, whitepapery i referencje klientów, a także recenzje na stronach zewnętrznych i raporty zewnętrzne.

Według tego raportu proces zakupu w sektorze B2B trwa średnio od dwóch do sześciu tygodni i angażuje 3-4 wewnętrznych decydentów

 

40% ankietowanych marketerów B2B wskazało LinkedIn jako najbardziej efektywny kanał pozyskiwania wysokiej jakości leadów (LinkedIn)

 

Platforma z ponad 750 milionami użytkowników na całym świecie odpowiada za 80% pozyskiwania leadów przez marketerów. 

Tylko 3 miliony użytkowników udostępnia treści co tydzień lub częściej. 

Marketerzy B2B najczęściej wykorzystują tę platformę do dostarczania treści i twierdzą, że generuje ona 50% ruchu na stronach internetowych B2B. Z danych wynika, że aż 91% szefów marketingu uważa LinkedIn za platformę, na której można znaleźć odpowiednie treści.

 

Niecałe 80% marketerów B2B uważa, że personalizacja poprawia relacje z klientami (Businesswire).

 

Personalizacja jest zaletą, a ludzie na nią reagują. Spersonalizowane oferty oznaczają, że chcesz poznać swoich klientów i pomóc im lepiej dostosować produkty/usługi do swoich potrzeb. Statystyki personalizacji B2B pokazują, że marketerzy zdają sobie z tego sprawę, a 77% uważa, że poprawia ona relacje z klientami. Personalizacja oparta na danych jest czynnikiem różnicującym zakupy w sektorze B2B.

 

Świadomość marki jest główną korzyścią płynącą z influencer marketingu (Raport o influencer marketingu w B2B 2020).

Pomimo tego, że influencer marketing w B2B jest trudniejszy, to aż 74% marketerów zgadza się, że relacje z klientami ulegają poprawie dzięki wdrożeniu tej strategii. Statystyki dotyczące influencer marketingu B2B pokazują również, że 84% uważa, że główną wymierną korzyścią tej strategii jest wzrost świadomości marki lub dotarcie do nowych odbiorców. Generowanie nowych leadów jest kolejnym powodem deklarowanym przez 69% ankietowanych. Może warto podjąć wyzwanie?

 

Większość nabywców biznesowych oczekuje, że firmy będą nadążać za najnowszymi trendami cyfrowymi (Avionos).

 

Bycie na bieżąco z najnowszymi trendami cyfrowymi jest must have dla firm B2B. Zwłaszcza od czasu wybuchu pandemii marketing cyfrowy stał się najważniejszy. Według statystyk marketingowych B2B aż 84% kupujących przeszłoby do konkurencji, gdyby kanały cyfrowe ich obecnego dostawcy nie nadążały za ich potrzebami i oczekiwaniami.

 

Co zatem zmienisz w swoich działaniach na podstawie tych danych?

O kluczowych różnicach w content marketingu między B2B a B2C

Content marketing w B2B cały czas zyskuje na znaczeniu. Według Statista 66% marek B2B planuje zwiększyć swój budżet na działania content marketingowe. Pozostaje jednak pytanie, czy marketing treści działa? Liczby wydają się zgadzać, jednak nie wszyscy są w stanie zbadać skuteczność swoich działań…A skoro stworzenie treści w B2B jest niemal dwa razy droższe niż w B2C, warto wrócić do podstaw i postawić na stworzenie strategii content marketingowej dla swojej firmy!

 

content marketing B2B a B2C

Jaka jest różnica między content marketingiem B2B a B2C?

W przeszłości wiele osób uważało, że wszystkie treści ‒ czy to B2B, czy B2C ‒ są pisane dla ludzi, a zatem powinny mieć takie same praktyki w zakresie strategii marketingu treści.

Nie jest to do końca prawda ‒ i większość ekspertów ds. marketingu zgadza się z tym stwierdzeniem. Marketing treści B2B i B2C różni się pod kilkoma istotnymi względami – przyjżyjmy się im. 

1. Motywacja odbiorców

Odbiorcy B2C są często motywowani przez swoje potrzeby, pragnienia i impulsy. W przypadku nabywców B2B, choć istnieje pewien stopień motywacji emocjonalnej, który jest połączony jednak ze sposobem, w jaki organizacje podejmują decyzje ‒ opierają się oni na danych i logice. Dlatego też warto upewnić się, że oprócz przekazów odwołujących się do przekonań czy emocji uwzględniasz w swojej komunikacji odpowiednią ilość statystyk i dowodów słuszności. 

 

Michael Keenan, freelancer zajmujący się content marketingiem dla firm SaaS, uważa, że podczas gdy „zwrot z inwestycji (ROI) w B2B to pieniądze, ROI w B2C to przyjemność”.

 

2. Długość cyklu sprzedaży

Cykl sprzedaży B2B i lejek content marketingowy jest bardziej skomplikowany i rozciągnięty w czasie niż przeciętny cykl B2C. Dla większości konsumentów jest to tak proste, jak „zobacz to → polub to → kup to„ ‒ niemal bez zadawania dodatkowych pytań.

Jednak w przypadku droższych produktów B2B i potencjalnych klientów, którzy często muszą przekonać kilku stakeholderów, sprzedaż B2B może trochę potrwać. Według MarketingCharts 74,6% nowych transakcji sprzedaży B2B wymaga „co najmniej czterech miesięcy na zamknięcie”. Nie do końca jest to sytuacja typu „zobacz, kliknij, kup”, prawda? W związku z tym strategie muszą być nieco inne w przypadku marketingu B2B i koniecznie powinny mieć rozpisane działania na fazę „lead nurturing” ‒ co niestety w wielu firmach jest często zaniedbanym aspektem.

 

3. Koszty

Większość copywriterów w B2B ma stawki znacznie wyższe (prawie dwukrotnie) niż ich koledzy z B2C. Jeśli spojrzycie tylko na koszty reklam na LinkedIn i porównacie je do kosztów reklam na Facebooku czy Instagramie (popularne dla B2C), od razu zobaczycie różnice w poziomach inwestycji. Ponieważ koszty są tak wysokie, najczęściej marketerzy B2B muszą być bardzo ostrożni przy wydawaniu każdej złotówki ‒ gdy dodasz do tego skalę działania ‒ oznacza to znacznie mniej danych, na których można się uczyć i optymalizować swoje działania. 

 

Content marketing a sprzedaż

Badania przeprowadzone przez Content Marketing Institute pokazują, że 86% marketerów twierdzi, że dzięki marketingowi treści udało się zwiększyć świadomość marki. Jednak okazało się również, że tylko 53% marketerów przypisuje marketingowi treści wpływ na wzrost sprzedaży i przychodów. Z czego to może wynikać?

 

Po pierwsze… z nudy! 

 

48% osób podejmujących decyzje zakupowe w sektorze B2B uważa reklamy B2B za nudne, a 82% chciałoby, aby reklamy B2B były tak samo kreatywne jak reklamy B2C. 

Szczerze… te statystyki mnie nie zdziwiły. W B2B wiele firm stara się być ostrożnymi i „profesjonalnymi” i często przedkłada te dwie cechy nad posiadanie jasnego i zrozumiałego przekazu, nie mówiąc już o tym, aby uczynić go kreatywnym! 

Nie w każdej organizacji marketerzy mają możliwość wykazać się odwagą… jeśli jednak masz elastyczność, to proszę, skorzystaj z niej! Wykorzystaj inne kanały marketingowe ‒ wideo, podcasty ‒ czy pomyśl o mediach społecznościowych takich jak Quora, Twitch czy nawet TikTok. Postaw na wykorzystywanie cytatów z ekspertów branżowych i staraj się stworzyć społeczność wokół swojej marki B2B. 

 

Po drugie… zapominamy o planie dystrybucji. 

 

Prawda jest taka, że 20% czasu powinniśmy poświęcać na tworzenie treści, a 80% ‒ na ich dystrybucję. Jednak właściciele i marketerzy często tak mocno napracują się nad swoimi treściami, że gdy tylko z ulgą nacisną przycisk „opublikuj” na blogu czy platformach społecznościowych, już gonią za kolejnym tekstem, zamiast zaplanować dotarcie ze swoim pierwszym dziełem do szerokiego grona odbiorców. Skoro tworzenie treści w B2B nie jest tanie, to nie należy ich marnować, a raczej zamieniać w „evergreeny” i ponownie wykorzystywać (repurposing). O czym mówię? Twój webinar może być zmieniony w treści na blogu, na krótkie wideo snippets w mediach społecznościowych lub w wersji audio może być elementem Twojego podcastu. Dzięki temu dotrzesz szerzej ze swoim komunikatem ‒ do odbiorców, którzy preferują zarówno komunikację wizualną, jak i pisaną czy audio. 

Jeśli czujesz, że w swojej firmie nie wykorzystujesz w pełni potencjału swoich treści ‒ to koniecznie napisz do mnie! Chętnie pomogę Ci zidentyfikować obecne luki i zoptymalizować Twój proces pracy, aby Twój zespół tworzył treści nie tylko dopasowane do odbiorców, ale też takie zapadające w pamięć i będące realnym wsparciem w procesie sprzedaży!

[/vc_column_text][/vc_column][/vc_row]

Wszystko, co musisz wiedzieć o newsletterach LinkedIn

Chcesz zacząć regularnie wysyłać aktualizacje do swoich obserwatorów na LinkedIn? Zastanawiasz się, czy newslettery LinkedIn sprawdzą się w Twojej firmie? Posiadasz już tradycyjny newsletter i zastanawiasz się, czy przenieść go na LinkedIn? W dzisiejszym tekście znajdziesz najważniejsze informacje o tej nowej funkcjonalności LinkedIn, która stale zyskuje na popularności.

 

Newslettery LinkedIN

Newsletter XXI wieku

Pierwsze newslettery, jakie znamy, to były wielkie, kilkustronicowe broszury rozsyłane drogą pocztową do swoich odbiorców ‒ działały. Następnie zostały poddane digitalizacji i zaczęły przychodzić bezpośrednio na nasze adresy mailowe ‒ działały… Do momentu, aż zrobiło się ich tak wiele, że odbiorcy przestali zwracać na nie uwagę, a marketerzy przestali w nich oferować jakąkolwiek wartość. Obecnie, gdy bardzo selektywnie podchodzimy do newsletterów, na które się zapisujemy, a marketerzy traktują je nie jako reklamowy dodatek, ale po prostu niosący wartości element content marketingu, wróciła ich skuteczność. 

Stoimy jednak przed kolejną zmianą tego narzędzia marketingowego, bowiem newslettery LinkedIn są dostarczane nie tylko na skrzynki mailowe Twoich odbiorców, ale też jako powiadomienia push na platformie. Jako że jest to nowa funkcja, to LinkedIn dokłada wszelkich starań, aby odniosła sukces i przynosiła jak największe zasięgi. Możesz zatem zachęcać wszystkich odbiorców do subskrypcji i być pewnym, że w ich feedach newslettery pojawią się znacznie częściej niż inne typy treści. 

W czasach, gdy zasięg organiczny w mediach społecznościowych wydaje się coraz mniejszy, a współczynnik otwarć wiadomości e-mail może się wahać, posiadanie platformy takiej jak LinkedIn, która pomaga w zdobywaniu wyświetleń treści bez ponoszenia dodatkowych kosztów, może być ogromną korzyścią.

 

Funkcjonalności newsletterów LinkedIn

 

No dobrze, ale czym ten newsletter różni się od tego e-mailowego?

Jeśli chodzi o analitykę, będziesz mógł sprawdzić, ile osób obejrzało poszczególne treści i czy są aktualnie zapisane na Twój newsletter. Nie możesz jednak śledzić, przez jakie medium ludzie oglądają Twoje treści, pobierać listy subskrybentów ani zbierać informacji o kliknięciach w Twoje linki (chyba że samodzielnie skorzystasz z UTM-ów).

Oprócz dotarcia do swojej sieci kontaktów i followersów newslettery LinkedIn mogą również pomóc w dotarciu z treścią do osób, które nigdy wcześniej nie natknęły się na Twój profil. W wielu przypadkach liczba subskrybentów newslettera LinkedIn znacznie przewyższa liczbę osób, które śledzą profil danej osoby. To daje Ci szansę na zwiększenie zasięgu organicznego bez konieczności spędzania wielu godzin na LinkedIn.

Jeśli masz już swój newsletter, możesz włączyć newsletter LinkedIn do swojej szerszej strategii e-mail marketingowej, dzięki czemu będziesz mógł wykorzystać zaangażowanie LinkedIn w promocję tego narzędzia i docierać do followersów nie tylko z treściami, ale też zaproszeniem do powiększania swojej listy e-mail marketingowej. 

Oto, jak stworzyć newsletter LinkedIn, aby dotrzeć do swoich odbiorców.

 

#1: Włącz tryb autora.

Obecnie istnieją dwa kryteria, które musisz spełnić, aby uruchomić newsletter na LinkedIn. Po pierwsze, musisz mieć włączony tryb autora. Po drugie, konieczne jest, aby w ciągu ostatnich 3 miesięcy utworzyć post na platformie. 

W tej pierwszej kwestii zaloguj się do swojego konta na LinkedIn i przejdź do swojego profilu. W sekcji „Informacje prywatne” znajduje się link, który umożliwia włączenie trybu autora. Włącz go i zapoznaj się z informacjami o tym trybie. 

Jeśli nie stworzyłeś jeszcze żadnych postów na LinkedIn, zacznij udostępniać swoje treści już teraz. Zastanów się, jakie treści w newsletterze spodobają się Twoim odbiorcom i odpowiedzą na ich pytania, a następnie zacznij tworzyć posty na te tematy.

 

#2: Skonfiguruj swój newsletter LinkedIn.

Gdy już zadbasz o te dwa kryteria, następnym razem, gdy zalogujesz się na LinkedIn i przejdziesz do tworzenia postu, kliknij opcję tworzenia artykułu. Wewnątrz edytora publikacji kliknij opcję „Utwórz biuletyn”.

W oknie, które się otworzy, pojawi się prośba o wypełnienie szczegółów dotyczących newslettera.

 

Newsletter LinkedIN

Nazwa newslettera: Wybierz tytuł, który daje odbiorcy jasną informację, o czym będziesz pisał i jaka jest wartość płynąca z newslettera.

Opis: Do dyspozycji masz około 300 znaków. Ponownie, skup się na napisaniu jasnego opisu i użyciu terminów, których ludzie szukają.

Logo: Możesz przesłać kwadratową grafikę swojego logo. Oczywiście, logo jest wizualną reprezentacją Twojej marki i przekazu, więc musisz się upewnić, że jest zgodne z Twoją ogólną wizją.

Przewidywany harmonogram: Wybierz, jak często zamierzasz wysyłać treści do swojego newslettera ‒ codziennie, co tydzień, co dwa tygodnie lub co miesiąc. Nie martw się, LinkedIn nie zmusi Cię do trzymania się tego harmonogramu. Jeśli wybierzesz opcję „co tydzień”, ale będziesz publikować tylko co dwa tygodnie, nic się nie stanie.

 

Uwaga: Obecnie w Polsce opcja newslettera dostępna jest dla marek osobistych, ale nie kont firmowych. LinkedIn testuje już rozwiązania dla firm i w ciągu kilku nadchodzących miesięcy możesz się spodziewać takiej funkcjonalności również na stronie marki. 

#3: Publikuj wysokiej jakości treści w swoim biuletynie LinkedIn.

Po skonfigurowaniu biuletynu LinkedIn za każdym razem, gdy utworzysz artykuł, będziesz miał możliwość powiązania go z newsletterem, aby wysłać dodatkowe powiadomienie swoim odbiorcom. W ten sposób wszystko, co opublikujesz na LinkedIn jako artykuł ‒ zdjęcie, wpis na blogu, film na YouTube ‒ będzie mogło zostać wysłane za pośrednictwem newslettera LinkedIn.

Rozważ możliwość przejrzenia wcześniej opublikowanych treści i dokonania drobnych zmian pod kątem dopasowania do newslettera. Dzięki temu starsze treści zyskają nowe życie.

Jeśli prowadzisz już newsletter, możesz również rozważyć publikowanie kilku pierwszych akapitów na LinkedIN, a następnie przekierowanie odbiorcy na Twoją stronę w celu przeczytania całości treści. 

Tworząc strategię content marketingową, warto zawsze dbać o jakość treści, aby budować zaufanie odbiorców do wartości newslettera LinkedIn. Czytelnicy powinni być w stanie zaufać doświadczeniom, jakie będą mieli, kiedy wejdą w powiadomienie lub otworzą e-mail, który odsyła ich do newslettera, aby przeczytać nowy wpis.

 

Nie zapominaj o konwersji

 

Niestety często się zdarza, że pracując wytrwale nad dzieleniem się wiedzą, ludzie czy firmy po prostu zapominają sprzedawać! Dziwne… ale wcale nie tak rzadkie, jak Ci się wydaje.

Wykorzystaj fakt, że newslettery na LinkedIn mogą być udostępniane przez każdego. Zachęcaj ludzi bezpośrednio w swoim artykule do dzielenia się newsletterem ‒ przypominaj im, jak mogą pomóc Ci jako twórcy.

Możesz również wykorzystać newsletter LinkedIn, aby zaprosić swoich subskrybentów do śledzenia Twojego profilu na LinkedIn.

Oczywiście w newsletterze możesz umieścić linki do różnych elementów Twojego lejka sprzedażowego, do Twojej oferty, do rezerwacji rozmowy telefonicznej lub do webinaru. Jeśli jakość treści zawartych w newsletterze zasłużyła na kliknięcie, subskrybenci będą chcieli sprawdzić, co jeszcze masz do powiedzenia.

Nawet jeśli nie masz jeszcze wielkiej sieci kontaktów i wiele osób nie decyduje się samoistnie Cię obserwować… odbiorcy mogą odnaleźć Twój profil poprzez newsletter i zdecydować się na subskrypcję. Co prawda, nie znamy jeszcze przyszłości tego narzędzia, ale zdecydowanie warto skorzystać z dodatkowego wsparcia oferowanego przez LinkedIn, któremu bardzo zależy, aby na swojej platformie mieć jak najwięcej twórców. Jeżeli szukać dodatkowych wskazówek jak wyróżnić się na tej platformie to koniecznie zapoznaj się z tym wpisem. 

Powodzenia!

Fałszywe promocje ‒ o tym, jak sprawić, by Twoje ceny były bardziej wiarygodne

Większość marek nie chce, abyś to wiedział…Cena regularna nigdy nie jest prawdziwą ceną. I przecież to wiesz… Jednak każdy po prostu lubi okazje i uczucie, że wygrywa na loterii konsumpcjonizmu. Dziś krótko o tym, dlaczego stale gramy w kotka i myszkę ze specjalnymi ofertami, wyprzedażami i często niezrozumiałymi politykami cenowymi. 

 

polityka cenowa

Kiedy landing page’e stają się sprzedażowe

 

Na stronach sprzedażowych trudno jest przedstawić oferty w przekonujący sposób. Jeśli kupujesz lub sprzedajesz produkty informacyjne, wiesz, o czym mówię. To strony, na których musisz przewijać długie wywody o bonusach, funkcjach i dodatkach, zanim dotrzesz do meritum, które często wygląda tak:

Twoja cena wynosi 200 zł za pakiet o wartości 857 zł…

Tak, jasne.

A moja ulubiona rolka wegetariańskiego sushi jest warta 350 zł. 

Jeśli pomnożysz Twoją stawkę godzinową przez czas potrzebny na przygotowanie obiadu, to pewnie dałoby się to uzasadnić. Ale każdy wie, że jedna porcja sushi (nie w najlepszej restauracji na świecie) nie kosztuje 350 zł.

To się nazywa kontekst. A bez niego „cena regularna” nie jest wiarygodna.

 

Inny przykład.

W przerwie na lunch przeglądasz strony internetowe, szukając plecaka na laptop. W głębi serca już wiesz, czego chcesz: Herschel. Herschel ma reputację firmy drogiej, ale wartej swojej ceny. Byłeś już na ich stronie i widziałeś, jak Twoi znajomi chodzą z ich pięknymi i kolorowymi plecakami, które idealnie sprawdzą się podczas jazdy rowerem do biura. 

Wiesz też, że klasyczna aktówka na dokumenty i laptop kosztuje około 400 złotych. To jest Twój punkt odniesienia.

Kiedy więc znajdujesz wycofany niedawno z rynku model różowego Herschela za 250 zł, Twoje obwody zaczynają się uruchamiać.

„Okazja! To nie jest to, czego chciałem, ale spójrz! Mogę mieć plecak Herschela za 250 złotych!”.

 

Klik. Karta. Kupione.

Nie wiem jak u was, ale u mnie w rodzinie wiele opowieści o zakupach zaczyna się dokładnie od tego, ile ktoś zaoszczędził i jaka była cena regularna….

 

Dodawanie wartości i bonusów do landing page’a sprzedażowego

Jak to się przekłada na Twój biznes?

Jeśli masz zamiar obniżyć ceny, musi być jakiś kontekst tej promocji. W przeciwnym razie brzmi to jak sprzedaż i zniechęca ludzi. Niedawno kupiłam szkolenie za 2000 zł. Kupiłam je za pośrednictwem partnera, który oferował bonus (w postaci dodatkowej licencji na oprogramowanie) za 300 zł. Po miesiącach zastanawiania się nad tym produktem… po prostu podjęłam decyzję.

To oprogramowanie było już wcześniej na mojej liście życzeń. Już wiedziałam, że będę chciała z niego korzystać. Dla mnie stanowiło ono ogromną wartość dodaną. Nie była to przypadkowo zawyżona kwota, która miała sprawić, że pomyślę, że mam do czynienia z korzystną ofertą. To była rzeczywista kwota, którą już znałam i była dla mnie punktem odniesienia.

Była to cena, którą mogłam sobie wyobrazić, że zapłacę. I to jest właśnie ten punkt „wartości dodanej”.

Pomyśl więc: czego już chcą Twoi klienci? Za jakie usługi już płacą i przypisują im wartość w złotówkach? Jakie produkty lub usługi już kupują, które mógłbyś im podarować bez ponoszenia dodatkowych kosztów? 

Jeśli nic nie przychodzi Ci do głowy, zrezygnuj z rabatu i zacznij pobierać opłatę w kwocie, której naprawdę wart jest Twój produkt lub usługa.

 

Pozostawiam to Tobie.

 

Co dla Ciebie oznacza określenie „o wartości”?

Kiedy słowa „cena regularna” lub „sugerowana wartość detaliczna” rzeczywiście do Ciebie przemawiają?

Jaką wartość dodaną i bonusy możesz znieść, zanim zniżka straci swoją moc przekonywania?

 

Dla mnie właściwe pytanie brzmi: „Czy byłbym w stanie zapłacić za to taką cenę?”. Jeśli tak, istnieje znacznie większa szansa, że sięgnę po kartę kredytową, aby kupić dany produkt czy usługę.

Dlatego jeśli chcesz zrobić fałszywą promocję lub jako dodatek dorzucić produkty zalegające na magazynie od wielu lat…zastanów się chwilę jak to wpłynie na reputację Twojej marki i jej postrzeganie.

Pamiętaj: ludzie szybko wyczują fałsz i nie zaufają Ci ponownie, gdy odkryją błędne wyceny wartości bonusów czy fałszywe rabaty. 

CREATIVE DESIGN FROM DEUTSCHLAND

We welcome you to contact us for more information
about any of our products or services.